Recenzja książki Jacka Komudy p.t. „Czarna bandera”
W niedługim czasie po wydaniu dwutomowej powieści o polskich marynarzach („Galeony Wojny”), na półkach księgarń w całym kraju pojawiła się kolejna książka autorstwa Jacka Komudy. Opatrzona trupią czaszką na okładce, traktująca o morzu, znacząco zatytułowana – „Czarna Bandera”. Od razu ma się wrażenie, że przy pisaniu wspomnianych „Galeonów...” autor zebrał, jakby przy okazji, materiały do tego zbioru opowiadań.
Jacek Komuda przyzwyczaił nas do historii, których akcja dzieje się w czasach Polski szlacheckiej. Oczywiście zdarzają się od tego wyjątki, chociażby „Imię Bestii”. Drugim takim skokiem w bok od tamtych czasów jest właśnie „Czarna Bandera” (jako że akcja „Galeonów” rozgrywała się w Polsce czasów szlacheckich, a i przedstawiciele tego stanu mieli okazję zaszczycić fabułę swą obecnością). Ukazuje ona przygody statków i ich załóg na obszarze Karaibów i nie tylko, ludzi ceniących sobie o wiele bardziej wolność, brzęk dukatów i towarzystwo portowych dziwek, niż przynależność do danego państwa, chyba że byłoby to państwo piratów, majtków, w równym stopniu pływających od wyspy do wyspy, co od zamtuza do zamtuza.
W sześciu opowiadaniach spotykamy najczęściej kapitanów łajb, którzy gnani długami, niezadowoleniem załogi, żądzą przygody/bogactwa (niepotrzebne skreślić) lub z jeszcze innych pobudek (ale nie liczcie, że są one altruistyczne), wyruszają na straceńcze wyprawy. Ich celem jest zdobycie sławy, pieniędzy i uznania wśród braci pirackiej bądź ocalenia własnej skóry, w dowolnej kolejności.
Czytelnik jest świadkiem niezliczonych potyczek pomiędzy statkami, abordaży i walki do ostatniej kropli krwi. Mamy również wgląd w to, co robią piraci, gdy nie... piracą. Czyli ich zajęcia na lądzie. Możemy ich podglądać podczas wielu bardzo ważnych wydarzeń, jak chociażby zebrania rady piratów mogącej obalić lub poprzeć kapitana. Oczywiście, i jak już zostaliśmy przyzwyczajeni przez autora, wszystko to jest okraszone pięknym językiem, Komudzie pióro nie stępiło się i dalej potrafi wspaniale opisywać sceny batalistyczne, nie robi mu różnicy sceneria, czy to step szeroki, czy ocean. Nie gubi się również podczas kłótni, zwad i awantur – codzienności pirackiego życia.
Podobnie jak w innych książkach autorstwa Jacka nad Jackami, możemy się tutaj natknąć na zdarzenia nadprzyrodzone, lecz same w sobie nie stanowią jakiejś wady, a uatrakcyjniają żmudny i często nudny (napady, przepijanie zdobyczy, napady, przepijanie zdobyczy, napady...) żywot pirackiej braci. Właśnie w takich chwilach można odnieść wrażenie, że wszyscy ludzie rzeczywiście wywodzą się z tego samego korzenia, gdyż czy to szlachta polska, czy piraci i majtkowie siedmiu mórz, w chwilach zagrożenia padają na kolana i błagają Boga o ratunek. Czy to wada opowiadań, jeśli niektóre zachowania są żywcem przeniesione z innych książek? Na to pytanie musi odpowiedzieć sobie każdy samemu. W ogólnym odbiorze nie sprawia to problemu, a wręcz urzeczywistnia przedstawione sytuacje.
Kilka scen, które można znaleźć w „Czarnej Banderze”, to prawdziwe majstersztyki. Zapadają w pamięć i wspomina się je jeszcze długo po lekturze. Przykładem jest choćby pierwsza scena z ostatniego tekstu zbioru, zatytułowanego „Na szlaku chwały, krwi i złota...”
Jeszcze jedna różnica wydaje się warta zaznaczenia. Mianowicie w „Galeonach Wojny” na końcu pierwszego tomu widniał indeks dawnego słownictwa żeglarskiego. Tego rodzaju przypisów tutaj nie znajdziemy, więc ktoś nieznający dobrze nazewnictwa morskiego może się niestety pogubić, co na pewno popsuje odbiór książki.
Pomimo tego muszę przyznać, że autor herbu Kościesza trzyma poziom. Opowiadania zawarte w tym tomie są rewelacyjne, umilają czas i dostarczają miłych przeżyć. A przecież tego oczekuje się, sięgając po książkę, prawda?
Adam Rakocz, klasa 3
Liceum Akademickie w Częstochowie
No comments:
Post a Comment