Comenius Project

Comenius Project
Portugal

Thursday, April 22, 2010

Essays - tolerance, justice, friendship, responsibility 2 - Poland

Przyjaciel

Od urodzenia mieszkam w tym samym miejscu, znam wszystkich rówieśników z którymi tworzę zgraną grupę przyjaciół. Mam bardzo wiele zaufanych osób i zawsze z łatwością nawiązywałam nowe znajomości. Jednak najbliższą mi osobą odkąd pamiętam był Benjamin. To chłopiec, którego nie sposób nie lubić. Jest niesamowicie zabawny, pomysłowy, a przede wszystkim mądry. Uwielbiałam dzielić się z nim problemami, nowymi pomysłami i doświadczeniami. Pomimo, że był starszy ode mnie o rok mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów.
Naszą przyjaźń budowaliśmy już od lat przedszkolnych. Benjamin nigdy mnie nie zawiódł, zawsze mogłam na nim polegać. Nawet w sytuacjach, w których czułam się zupełnie bezradna potrafił dać mi wsparcie i wspólnie szukaliśmy rozwiązania. Ja również czułam się mu potrzebna. Benjamin jest skrytym chłopcem i nie łatwo przychodziło mu wyznawanie swoich problemów. Jednak potrafiłam być cierpliwa, nigdy nie zmuszałam go, aby na siłę mówił mi o swoich zmartwieniach, a Ben potrafił to docenić i po kilku dniach mówił, co go dręczy. Po wielu latach wspólnie spędzonych w szkole i na podwórku, na koloniach i obozach wiedzieliśmy o sobie prawie wszystko.
Czas jednak płynął. Stawaliśmy się coraz starsi. Wkrótce Benjamin skończył gimnazjum, wybrał szkołę poza naszym miastem. Miał marzenie, aby zostać pilotem i wymarzył sobie szkołę z dala od naszego rodzinnego miasta. Bardzo przeżyłam naszą rozłąkę. Wszystkie miejsca przypominały mi Bena. Pomimo wielu innych przyjaciół ja wciąż czułam, że brakuje mi tego jednego uśmiechu, jasnego spojrzenia, myśli i zrozumienia. Na próżno szukałam w innych czegoś, co podobne by było do Benjamina. Nasz wzajemny kontakt nie zatarł się zupełnie. Pisaliśmy do siebie wiadomości elektroniczne, dzwoniliśmy i wysyłaliśmy sms-y. Jednak to nie wystarczało, aby nasza przyjaźń była równie silna jak dawniej.
W końcu zaczynałam uczyć się żyć bez obecności Benjamina. Coraz łatwiej mijałam wspólną ławkę w ogrodzie przy opuszczonym domu, nasze ulubione miejsce. Musiałam pogodzić się z tym, że Ben musiał podjąć taką decyzję, że to było jego największe marzenie. Ponieważ był dla mnie bardzo ważny chciałam rozumieć jego postępowanie.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Miały być to pierwsze święta, a później Sylwester bez Bena. Mieliśmy swoją tradycję, że zawsze w dzień wigilii spotykaliśmy się na wzgórzu, aby podzielić się opłatkiem. To było spotkanie, o którym wiedziałam tylko ja i Benjamin. Ponieważ stało się to już naszą tradycją, nie musieliśmy sobie o tym przypominać. Po prostu każdego roku przed zmierzchem spotykaliśmy się na wzgórzu. Bardzo lubiłam te spotkania. Zawsze wtedy mówiliśmy sobie najskrytsze marzenia i życzyliśmy sobie ich spełnienia. Mieliśmy również dla siebie drobne upominki.
W wigilijny wieczór ogarnęła mnie niezwykła melancholia. Zaczynałam odczuwać tęsknotę za Benem. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Czułam jakbym utraciła coś, co nadawało blask mojemu życiu. Telefon milczał i pomyślałam, że Benjamin jest teraz gdzieś daleko stąd i na pewno nie myśli o swoim małym świecie jaki opuścił.
Postanowiłam przespacerować się w ten magiczny dzień. Pozwoliłam, aby moje nogi same zadecydowały gdzie powinnam iść. Spacerowałam zatem bez celu przed siebie. Obserwowałam, jak płatki śniegu spadają na moje buty. Nie interesowali mnie przechodnie ani świąteczny podniosły nastrój. Wiedziałam, że brakuje mi Benjamina. Myślałam, jak wiele dla mnie znaczy. Uświadomiłam sobie, że był dla mnie ważniejszy niż czułam. Zatrzymałam się i spojrzałam w niebo. Było zachmurzone. Śnieg prószył i okrywał całe miasteczko białym puchem. Rozejrzałam się wokoło i spostrzegłam, że jestem niedaleko wzgórza, na którym każdego roku spotykałam się z Benjaminem. Niewiele myśląc poszłam w tamtym kierunku. Było to bardzo zaciszne miejsce, w którym rzadko można było kogoś spotkać. Znalazłszy się na miejscu spojrzałam przed siebie. Na ośnieżonej ławce siedział wysoki, przystojny chłopiec. Z kapturem założonym na głowę patrzył przed siebie widocznie obserwując spadające płatki. Przystanęłam niedowierzając. „Benjamin!” - wykrzyknęłam w duchu. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam niezmiernie szczęśliwa, ale chciałam trochę opanować radość, aby Benjamin nie dowiedział się, że moja tęsknota była aż tak głęboka. Podeszłam wolnym krokiem i kiedy byłam już wystarczająco blisko powiedziałam – „Cześć Ben!”. Spojrzał na mnie roześmiany. Widziałam w jego oczach taką sama radość, którą ja próbowałam skryć przed chwilą w sobie. Nie wahaliśmy się, aby paść sobie w ramiona. Dziś nie wiem, kto pierwszy wyznał jak bardzo tęsknił. Nie wiem też komu bardziej kogo brakowało. Pamiętam tylko ciepłe ramiona Benjamina i pocałunek, którym mnie obdarował tego dnia. Wiem, że były to najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia jakie przeżyłam, a wizyta Bena była największym prezentem.
Od tej chwili nasza przyjaźń przerodziła się w głębsze uczucie. Nie waham się mówić Benjaminowi, jak bardzo mi go brak, ani tego że jest dla mnie najważniejszy. Wiem, że pomimo odległości przyjdzie znów ten dzień, w którym mnie uściska i poczuje, że jest blisko. Nasza przyjaźń jest wyjątkowa i przeszła trudne próby. Ale wyszliśmy z nich zwycięsko ponieważ nasze uczucie okazało się silniejsze od odległości i czasu jaki trzeba pokonać, aby ze sobą być.


Karolina Rutkowska, klasa 2
Liceum Akademickie

No comments:

Post a Comment